wtorek, 1 września 2015

Primitivo: Tineo - Pola de Allande

Hallo. Do you speak English?
No? OK.
Taxi, mañana por la mañana, dos personas, de siete, albergue Mater Christi. La ciudad Borres.


Dziś mamy ułatwienie. Zamówiłam wczoraj taxi na małą podwózkę. Miałam niezłego stracha - bo nie wiedziałam, czy dobrze powiedziałam swoją łamana hiszpańszczyzną. Czy przyjedzie taxi i czy rzeczywiście nas zawiezie... Wczoraj hospitalero powiedział nam, że przewodniki źle podają odległość tego odcinka do Pola de Allande. W rzeczywistości jest grubo ponad 35km. Boję się, że nie dojdziemy, lub padniemy po drodze. Więc dziś dzień z lekkim ułatwieniem, 10 kilometrowym.
Rano jest mgła. Szaro, buro, nieprzyjemnie. Taxi przyjeżdża punktualnie. Wyjeżdżamy ponad chmury i jest pięknie! Słońce, mgły w dole... Ale zaraz wjeżdżamy w zamglony świat. Wysiadamy przy słupku z oznaczeniem camino. 
Plecaki na plecy i ruszamy!
Znowu wychodzimy ponad chmury i przystajemy na sesję zdjęciową.

Idziemy ścieżką, po jakimś czasie dochodzimy do miejsca, gdzie szlak rozchodzi się na drogę starych szpitali i do Pola.

przed rozwidleniem na hosptales nie może zabraknąć drutu kolczastego
Jest mi trochę szkoda, że nie idziemy w góry. Trudno. Tak uzgodniłyśmy i tego się trzymamy. Choć z perspektywy mogę powiedzieć, że nie miałybyśmy problemów na tamtej trasie.
błotko musi być

mgła
Idziemy do miejscowości la Mortera. Tam ma być bar, ale jakoś go nie znajdujemy przy camino... Idziemy, chmury w dolinie, krowy na pastwisku, słoneczko świeci.

La Mortera - mgła i droga

ostatnie mgły w dolinie

Camino jest tu super poprowadzone - przynajmniej do miejscowości Colinas de Arriba bo tutaj trasa wiedzie ostro w dół do rzeczki, po czym ostro w górę i wchodzimy na tą samą drogę, tylko 400 metrów dalej. Taki sam żart jest za 'disco barem' w Porciles. Ostro w dół - aż nogi chcą wejść do tyłka, po to tylko, żeby przejść przez mosteczek. Potem ścieżka znów w górę by wyjść na drogę kilkaset metrów dalej. To jest irytujące!  Nie lubię takich skrótów.

po to schodzimy tyle w dół...

ostro....
Więc mapka dla tych co chcą ominąć wyjątkowy mostek i oszczędzić sobie schodzenia w dół. Idziemy po prostu po drodze :)




My tego nie wiedziałyśmy i zasuwamy w górę i w dół.
A dziwimy się czemu na profilu wysokościowym są takie górki i dolinki :)



Z niesamowitego (niesamowitego - bo jest tam ciekawe skrzyżowanie) alto de Lavadoira rozpoczynamy żmudne schodzenie do Pola. Miejscami idę zakosami bo boję się, że ujadę na leśnej ściółce. Droga przez las, czasami obok łąk, przez wioskę. I już (to już to było dobre półtorej godziny marszu) dochodzimy do Pola. 
alto de Lavadoira

disco bar

zaczynamy zejście

kościół w Pola

Schronisko jest zaraz przy wejściu do miasteczka po prawej stronie. Wchodzi się na podwórko za Guardia Civil. Nie wiemy jednak czy jest ono otwarte cały czas, czy ktoś je otwiera. Gdy przychodzimy wychodzi w niego jakaś kobitka z dwoma plecakami. Można powiedzieć, że w pośpiechu wychodzi. My wchodzimy i znajdujemy salę do spania. Wybieramy łóżka. Po chwili wbiega ta sama kobitka i wybiera też dwa łóżka. Następuje tradycyjne mycie i pranie. Kobitka jak wieszam pranie mówi, że idzie do sklepu. My ok - chyba chodziło o popilnowanie rzeczy. Nie ma problemu. Za chwilę przychodzi i zabiera się za przenoszenie swoich rzeczy na inne łóżka. Potem gotuje. Zbieramy się na jakiś obiad. Mówię jej że teraz my idziemy do sklepu i restauracji. Nic nie rozumie z tego mojego angielskiego. Mówię wyraźniej. Dociera. :)

Idziemy się przejść po mieście, kościół jest aktualnie w remoncie, ale wisi kartka, że Msze św są odprawiane w jakimś innym. Jest to dobra wiadomość, bo wcześniej kościoły były po prostu zamknięte. Znajdujemy restaurację, gdzie zjadamy pyszny obiad (menu del dia) a w barze obok wypijam sobie piwo. W hoteliku znajdującym się nad restauracją nocuje dużo pielgrzymów. Jak siedzimy to wchodzi kilku znanych nam pielgrzymów.
Sello też jest tu bardzo ładne! 
W sklepie niedaleko robimy zakupy na następny dzień i powoli wracamy do schroniska. 

Gdy wchodzimy to okazuje się, że nasza kobitka po raz kolejny przeniosła się na inne łóżko. Dobrze, że nie zrzuciła naszych rzeczy i tam się nie przeniosła...
Jest kolejnych trzech pielgrzymów. Dziadek 77 lat i dwóch wnuków - 19 i 14 lat. Wnuki zmordowani śpią. Dziadek pełen energii. Są z Seattle. Facet przechodzi właśnie swoje 7 camino i jak dojdą do Santiago to pojedzie do Porto i stamtąd też pójdzie. Ma facet samozaparcie!
Rozmawiam z nim bo nie mogę dogadać się z tą kobitką w sprawie hospitalero. Jak się okazuje (dziadek nam powiedział), był, ale przyjdzie jeszcze około godzimy 21 i zbierze pieniądze oraz da pieczątki. Więc czekamy w kuchni. Kobitka próbuje się z nami dogadać. Z tego co rozumiem - chce gdzieś iść i  chce zostawić nam pieniądze. Ale przecież trzeba jeszcze dokumenty jakieś do zapisu. Ona tego nie rozumie co do niej gadam. Angielski ze słuchania na ndst. Z mówienia na dost.
Hospitalero zjawia się o 21. Płacimy, dostajemy sello. Idziemy spać. Kobitki nie ma. Co za stworzenie..... 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz