poniedziałek, 15 lipca 2013

Redondela - Pontevedra


Czyli naszym skrótem: Rondela - Pontewydra:)
Dzień, który mało pamiętam. Jakoś wyłączyła mi się pamięć i zdjęć jakoś mało robiłam. Chyba to był mój kryzysowy dzień.
Przed nami dziś dwa wzniesienia. Luzik - tak myślę sobie.
Wstajemy tradycyjnie o 5.30. Wynosimy plecaki na dół i tam sie pakujemy na ławce w korytarzu. Nikomu nie przeszkadzamy i przy okazji możemy sobie zagotować wodę w kuchni na herbatę. Zjadamy śniadanie i jesteśmy gotowe do wyjścia. W tym czasie większość ludzi też się zaczyna zbierać i wychodzić.
Idziemy przez uliczki. Mijamy kościół św. Jakuba - niestety wczoraj był zamknięty więc nie miałysmy okazji wejść do środka.
Przechodzimy koło charakterystycznych podpór wiaduktu kolejowego.
Idziemy przez miasto. Potem przedmieściami. Po 3 kilometrach musimy przekroczyć drogę N-550. Nie na darmo to miejsce jest oznaczone w przewodniku jako niebezpieczne. Auta pędzą, ale udaje nam się przejść. Rozpoczyna się podejście na pierwsze wzniesienie. Wchodnimy w lasek i do góry. Wysokość nie jest imponująca, ale stromość podejścia robi swoje. Uf.... noga za nogą wchodzimy. Jest kierunkowskaz do baru - 300metrów w bok. Reklama była wcześniej przy szlaku. Skręcamy. Niestety rozczarowanie - bar zamknięty na głucho. Szkoda tylko, że nie było kartki przy szlaku - oszczędziło by nam to drogi.
Po zejściu z górki szlak prowadzi kilkaset metrów po drodze N-550. Deszcz pada, auta na nas chlapią. Pędzą i chlapią. Mówimy z Basią dziesiątkę różańca. Nie słyszę Basi choć idzie za mną dwa kroki. No okropnie jest na tej drodze. Krok za krokiem...
Po jakimś czasie wchodzimy do Arcade. Wg informacji wiszącej wcześniej na słupie jest tu prywatne albergue. Ale nie to nam w głowie. Chciałabym napić się czegoś ciepłego i odpocząć. W końcu znajdujemy bar -praktycznie przed samym mostem.
Poznajemy, że jest otwarty bo przed nim stoją plecaki. Cała masa plecaków przed barem, w barze kłebią się pielgrzymi.
Herbata, kawa, bagietka z dżemem. Od razu morale jest wyższe.
Pielgrzymów tłum, ale nikt się nie przepycha, każdy czeka na swoją kolej. W końcu to pierwszy czynny bar na trasie dzisiaj i każdy chce zjeść i napić się.
Nasze mokre peleryny wiszą na kijkach przed barem.
Arcade - most
Podejście na drugie wzniesienie - tylko 145m n.p.m. Piekne okoliczności przyrody - drzewa, ogromne kamienie, którymi wyłożona jest ścieżka, strzałki.
Deszcz na szczęście już nie pada - peleryny przypięte do plecaków - trochę schną.
podejście na kolejną górkę
Droga- tradycyjnie już wije się zamiast biec prosto. Zaczynam nabierać podejrzeń, że jest to specjalnie- aby nabić kilometrów do wymaganych 100... Raz w prawo, raz w lewo.
Widoczne jest to szczególnie jak się przejdzie przez most w Arcade, najpierw wąskimi uliczkami ostro w górę, potem parę skrętów, prosto, w górę i w dół. I dochodzimy do drogi, z której skręciliśmy - tyle, że około 500 metrów dalej. Cóż... Uroki Drogi pijanego Romana:)
sztuka caminowa
Pogoda jest taka trochę w kratkę, więc pelerynki znów w użyciu.
Maszerujemy dzielnie. Trochę mnie zaczynają nużyć te krajobrazy. Nuda jak flaki z olejem. Jakiś taki dziś mam dzień, że nuda, nuda, nuda.... Czyli ogródki, lasy, pola, żarnowce. I znów....
Rozweselają mnie dwa pieski, które radośnie nas witają jak przechodzimy niedaleko gospodarstwa. Szczeniaki (takie trochę już wyrośnięte) wybiegają nam na spotkanie i merdając ogonkami radośnie mnie obskakują. Jestem cała w błocie. Im bardziej się oganiam, tym większa radość piesków. Mam ślady błotne na getrach, ale jest mi weselej:)
tylko deszcz, deszcz, deszcz...

one tez mokną
do góry

kamienie, eukaliptusy, camino

po Bożym Ciele?
Kiedy już wszyscy nas wyprzedzili dochodzimy do kaplicy Św. Marty. Jest tu taka niepozorna pieczątka, ale warto tu wejść i chwilkę odsapnąć.
Do albergue zostało około 3.5km. Około bo tak naprawdę nikt nie wie....
kaplica św. Marty
Camino prowadzi chodnikiem do Pontevedra.
Na wysokości dworca kolejowego jest albergue. Meldujemy się i dostajemy miejsca w takiej fajnej sali 16osobowej. Po nas przychodzi jeszcze kilkoro ludzi. Dla nich są jeszcze miejsca w naszym pokoju i potem zostają materace w ogromnej sali na tyłach albergue.
My śpimy dziś na 4 osobowym "składzie" z taką kobitką, którą 'roboczo' nazwijmy NRC. powód jest prosty - śpi pod dwoma kocykami i folią NRC. Szeleści niemiłosiernie. Oryginał.
Albergue jest około 1.5km przed centrum.
Jest tu nasze upragnione lavadore i secadore.
4+4 euro. Hospitalera pierze, suszy, wydaje rzeczy w koszykach.
Trafia się nam awaria suszarki - nasze pranie oddane około 15tej otrzymujemy o 21. Wysuszone. Wcześniejsi nie mieli tego szczęścia i musieli dosuszyć tradycyjnie na sznurkach - mimo 4euro.
Decydujemy się na obiad w knajpie naprzeciw albergue. 9euro. Pyszne jedzenie, miła pani, kieliszek wina cały pełny (nie jak wcześniej bywało). Potem na miasto. Wiemy, gdzie i o której jest Msza św. Idziemy, zwiedzamy, trochę pada, trochę nie pada. Galicja. Generalnie upału nie ma.
kościół La Peregrina w Pontevedra
W kościele La Peregrina 'wykańczam' nasze paszporty. Mam zapasowe więc nie ma stresu. Do Mszy jest trochę czasu więc chodzimy i zwiedzamy.
Basi chce się siku więc idziemy do baru - Basia pije herbatę, ja piwo. Potem mnie się zachce siku...
Stare miasto lub centrum Pontevedry jest przeurocze - szkoda tylko, że jest zimno i siąpi co jakiś czas deszcz bo chciałoby się usiąść gdzieś i popatrzeć zwyczajnie na ludzi i miasto.

La Peregrina

Pontevedra
Po powrocie do albergue - zastajemy Anetę nadal oczekującą na pranie.... Ale jak powiedziałam wcześniej wysuszyło się około 21. Uradowane - gorące pranie niesiemy do pokoju. Rozkładamy je na naszym łóżku aby wystygnęło a przerażona dziwieczyna w łóżka obok próbuje nam w tym czasie (po hiszpańsku) coś wytłumaczyć. Z pomocą smarftona:) udaje jej się z nami dogadać. Chciała powiedzieć nam, że za budynkiem są sznurki i tam możemy powiesić pranie.My wtedy pokazujemy, że pranie jest suchuteńkie i tylko gorące - dlatego rozkładamy na łóżku. Od razu rozumie o co nam chodzi z tym wietrzeniem prania. Ale była na początku przerażona.

No i jest jeszcze jedno jajo dnia dzisiejszego. Nasza NRC. Okazuje się, że mama tej kobitki jest Polką z miasta na Śląsku (nie będę celowo wymieniać nazwy). Więc pytamy - pamiętając Anię z Redondeli- czy mówi po polsku. No oczywiście, że nie. Trudno - jej strata. 
Więc po co się przyznawała, że mamę ma Polkę? Chyba żeby przykrość mamie zrobić, że dziecko po polsku nie nauczyła.
Takie sytuacje są bardzo dziwne/przykre/niesmacze...? 
Szkoda. Taka Ania (jej tata był z Polski) tak dobrze mówiła po polsku i nie wstydziła się tego. Inni może się swojego pochodzenia wstydzą? Nie wiem. 
Czy to obciach mieć polskie pochodzenie?
---------
No i zabawna sytuacja jeszcze:
Siedzę sobie w albergue, w naszej sali i coś grzebię w plecaku. Na nogach mam sandały Keen.
Nasza NRC pyta się gdzie takie buty kupiłam.
Ja zdziwiona odpowiadam, że w domu.
Ona jeszcze bardziej zdziwiona - w Polsce???
-No tak.
Zdziwiła się bardzo, ale powiedziała, że fajne.

Nie wiem... Może myślała, że w Polsce nie można kupić butów i trzeba specjalnie do Hiszpanii przyjechać aby kupić coś do chodzenia???

-----------------------------------------
ALBERGI:

PONTEVEDRA

Albergue de Peregrinos – 56 lugares – 5€


Albergue dos Amigos do Camino de Pontevedra
Rúa Otero Pedrayo s/n
cerca de 1,5Km antes do centro de Pontevedra
Tel: 986 844 005


Hostal Peregrino


Rúa Ramón Otero Pedraio 8
perto do Albergue
Tel: 986 858 409
25€ / 35€

--------------------------------------------------
albergue 6 E
menu naprzeciwko albergi 9 E
lavadora i secadora 4+4 E
herbata w centrum 1 E
piwo w centrum 1.5 - 2 E


Wyświetl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz