czwartek, 18 lipca 2013

wołanie

koniec......?
Wróciłam miesiąc temu.
Mogłabym znów jechać.
By iść.

Co w tym camino jest, że tylko jak doszłam zrobiło mi się smutno?
Bo była i radość ogromna, ale i smutek.
Bo niestety to wszytko się skończyło.
To poranne wstawanie, te bagietki z masłem i dżemem, ta droga asfaltowa, to chrapanie i kolejka do prysznica, te wieczory i poranki w albergue, dzień na szlaku, herbata gotowana grzałką, stukot kijków o podłoże, wyciąganie kamyczków z butów, nawet ten upierdliwy deszcz i droga klucząca pomiędzy domami....
No doszłam... Jestem, koniec, the end, fine, ende...

Mogę ruszać znów.
Teraz, zaraz. Już.

Tęsknię za tym spokojem, który tam miałam. Bałam się tylko czy będzie miejsce w schronisku dla mnie, co było uzasadnione w tym obserwowanym biegu do schroniska.
No ja pierniczę... Czy to jakaś choroba? A może mam teraz detox?

Tam było wszystko inaczej. 
Może chcę wrócić bo wszystko jest takie popieprzone tutaj? A tam życie i bycie było prostsze?

Mam nadzieję, że camino dało mi siłę do pokonywania tych życiowych trudności.
Modlę się do św. Antoniego żeby pomógł mi znaleźć spokój w tym moim trudnym czasie.

1 komentarz:

  1. tęsknota, podobnie, jak każda inna choroba wymaga czasu, by się przełamać i zniknąć.

    OdpowiedzUsuń