piątek, 2 sierpnia 2013

Pontevedra - Caldas :)


Z tej naszej Pontewydry ruszamy o świcie. A nawet chwilę przed. Ale nikt nie przebije zgrai N-ców, którzy wybiegają o 5.30 rano.

Ale to wyglądało tak.
Wstaję sobie kulturalnie o 5.30. Na korytarzu szum jak w ulu. Wychodzę w kierunku kibelka a tam na korytarzu w pełni umundurowani, w pelerynach, z plecakami na plecach, marszowym krokiem wybiegają N-cy.
Ja pierdziu!
Szok.






Z otwartymi ustami przyglądam się temu wszystkiemu. Bo wiem, że wyścig do schroniska już przegrałam. Więc luz - zjemy śniadanie.
Basia w szoku trzyma grzałkę i kubek w ręce. Wzrok w kierunku drzwi. A drzwi już dawno za nimi zamknięte. Tylko słychać deszcz zacinający po oknie.
Anetka śpi w najlepsze. Nie wie, że wyścig znów się zaczął... A my na straconych pozycjach....
Więc co nam pozostaje?
Kanapka, herbata, luz.
Pakujemy się. Peleryny na siebie i w drogę.
Buen camino peleryno....
Drogę przez Pontevedrę przeszłysmy już wczoraj więc pomykamy szybciutko.
Deszczyk na nas kapie, a my przez miasto.
Mijamy kolejne piękne budynki w mieście - zadzieramy tylko peleryny by spojrzeć i dalej noga za nogą....
Most jest za to przepiękny i nic nie traci z urody w deszczu.
Piękny jest i tyle.
most w Pontevedra
Mijają nas nasi Włosi - w pelerynach.
Śpiewamy - "Volare... oooo, Cantare... ooooo..."

Za Pontevedrą wchodzimy znów na Via Romana.
Szlak wije się.
Wchodzimy w tereny tzw. zielone. Las i krzewy, ścieżka szutrowa, kamyki w butach. Siku się chce, ale nie ma jak zejść w bok.
Znajduję w końcu swoją miejscówkę i szybko korzystam bo znów mijają nas ludzie.
Idziemy, idziemy.... już ze trzy godziny. Baru nie ma.... Z resztą na mapie tak jest narysowane, że około 10 km będzie bez możliwości odpoczynku pod dachem.
Gdyby nie padało, nie byłoby problemu, ale w deszcz trudno usiąść.
Na mapie narysowane, że po przejściu przez tory będzie miejscowość i bar.
I jest!
W barze pielgrzymi, przed barem kije.
Wygłodniałe zamawiamy herbaty, kawę, bagietkę z dżemem.
Pobijam tutaj swój rekord ilości zjedzonej bagietki. Ale głód, długi czas bez odpoczynku robią swoje. Nie chce się wychodzić. W tym budynku poza tym jest schronisko prywatne.
W sąsiednim barze pieczątka z kościółka stojącego we wsi. Bardzo ładna.
No ale ruszamy dalej - i trochę mniej pada:)
droga naszego Romana:)
Znów mijają nas ludzie. Ludzie w pelerynach. Aneta nie może się powstrzymać i mówi żebym fotografowała te peleryny - że nie tylko Polacy w tych okropnych pelerynach:)
peleryny królują na szlaku
Jak tylko pojawia się szutrowa droga to co jakiś czas zmuszona jestem wyjmować kamyczki z butów. Nie wiem jak one znajdują się w butach, ale fakt jest faktem - wpadają:)
Wysypywanie kamyczków z butów bez zdejmowania plecaka - stojąc na jednej nodze wkrótce mam opanowane do perfekcji.
kolejny kamyczek
Drogę nasza przecinają liczne strumyczki,/przepusty wody, które pokonuje się czasem po kamyku postawionym, czasem bokiem. Urokliwe i wprowadzają urozmaicenie na trasie.
Na wielu z tych kamieni bocznych pojawiają się znaki camino - strzałki na niebieskim tle.
Bardzo fotogeniczne:)
Na camino gdy jest więcej ludzi niż tylko my same jest też zabawniej.
Doświadczam tego gdy znów muszę w krzaczki. Mam na szczęście pelerynę na sobie, bo nie zdążyłam całkowicie podciągnąć getrów gdy nadchodzi jakiś Włoch i pyta czy mam jakiś problem i potrzebna mi jakaś pomoc....
Miałam ochotę odpowiedzieć, że on jest moim problemem.... Basia umiera ze śmiechu przez pół drogi.
Idziemy dalej.
W pewnym momencie droga staje się nużąca, ale jakoś się trzymamy.
Czasami mamy chwile gdy musimy odpocząć w byle jakim miejscu, albo na murku albo na krawężniku - jak w Briallos - przy kierunkowskazie do albergi.
chwila wytchnienia

tu nie było ławeczki
W deszczu wchodzimy do Caldas de Reis.
Mijamy rzekę i kierunkowskaz do prywatnego albergue, udajemy się po znakach do alberge municypialnego. 
Z naprzeciwka idą jacys pielgrzymi, którzy nie zatrzymali sie tam, tylko szukają innego noclegu.
Nie wiem czy nam też nie grozi szukanie innego noclegu. Ale na razie próbujemy tam.
Wchodzimy do maleńkiej recepcji. Przed nami para ludzi, którzy jednak odchodzą i nie decydują się na spanie w albergue (lub nie ma miejsca- nie wiemy jeszcze).
Nasza kolej. Credenciale, paszporty, pytanie czy są miejsca. Oczywiście 3.
Są ostatnie trzy!
Ale fuks! Super. Nie musimy już po tym deszczu łazić i szukać.
Wyciągamy po 6 euro i zadowolone idziemy do sali.
Albergue mieści około 36 osób. Wszystkie miejsca zajęte? Nie- znajdujemy wolne miejsca. Każde na innym łóżku i na górze. 
Na samym początku jestem oburzona, że nie są numerowane miejsca, i musimy sie rozdzielić i ogólnie jak to tak może być.
Ale przypominam sobie wpis ze strony caminodelavida.pl o tym, że " pielgrzym jest wdzięczny"... To takie przypomnienie dla mojej pokory...
No tak, od razu mi się poprawia humor. Idziemy się myć.
Cały czas coś szumi w schronisku. Okazuje się, że za oknem jest strumyczek i taki mini wodospadzik i on tak szumi. A hałas jest taki jakby co najmniej była to Niagara.
W recepcji jest informacja, że jest możliwość wyprania rzeczy. Siatka prania za 4 euro.
Fajnie. Płacimy i wieczorem mamy wszystko czyste i pachnące.
Minusem tego albergue są cieniuteńkie ścianki, które nie dochodzą nawet do sufitu, więc w nocy wszystko było słychać co się dzieje w kuchni i co gorsza (dla tych co tam spali) w ubikacjach...:)
Aneta śpi przy ścianie za którą stoi automat-lodówka z napojami...

Ale to się dopiero potem okazało. Po kąpieli poszłyśmy na obiad i oczywiście pomoczyć nogi do słynnych gorących źródeł.
Mogłabym w tej wodzie cała siedzieć - cudowna:) I podobno ma dobry wpływ na dolegliwości skórne.

gorące źródła w Caldas

maleńki wodospad, który strasznie głośno szumiał
W albergue jest miejsce do siedzenia z kanapą, wieszakami i dwoma fotelami. Tam kładziemy plecaki i rano możemy spokojnie się tam spakować. 
Tam też Aneta zostawiła książkę o siostrze Łucji, którą kupiła w Fatimie. I akurat tam przeczytała.
Basia przeczytała ją w jeden wieczór - podziwiam.
Wieczorem siedzę sobie na kanapie i coś robię, nasza NRC do innej kobitki coś pokazuje na moje buty... Teraz obie się dziwią, że takie można kupić... W Polsce:)
Buty Keen robią międzynarodową furorę:)
albergue
A rano? Ruszamy dalej na camino...:)

-------------------
W kościele św. Tomasza w Caldas- bardzo ładna pieczątka - uzyskana w zakrystii:)
Msza Św. była przedpołudniem niestety.
Obiad za 9e można zjeść w knajpie przy rzece przy wejściu do Caldas (tam gdzie albergue prywatne), lub w barze obok albergue municypialnego (ale tam nie byłyśmy).
Na trasie camino mało jest miejsc gdzie można odpocząć w barach - należy się rozglądać dokładnie - my ominęłyśmy bar znajdujący się około 200 metrów w bok od camino w rejonie drogi N-550, przed Briallos).
Po drodze albergue municypialne w Briallos.
W naszym albergue były jeszcze matarace - spały na nich 4 osoby.
---- ALBERGUES----
(z www.vialusitana.com)

CANCELA
Albergue de Peregrinos da Paróquia de Portela – 40 lugares

Protecção Civil: 686 938 785 / Concelho de Barro: 986 711 001


BRIALLOS / PORTAS

Albergue de Peregrinos – 27 lugares – 6 €
Lugar de Castro
5 Km antes de Caldas de Reis


CALDAS DE REIS

Albergue Posada Dona Urraca – 44 lugares – 6 €
Rúa Campo da Torre, nº 1
Tel: 669 822 529 / 986 541 310

Albergue “O’ Cruceiro” – 38 lugares – 10 / 15 €
Juan Fuentes, 44
Tel: 986 540 165
www.ocruceiroalbergue.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz