poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Primitivo: Salas - Tineo

Ruszamy tradycyjnie o godzinie 6.30. Jest szaro. Mgła snuje się po uliczkach miasta. Jest tajemniczo. Przechodzimy przez miasto i podążając za strzałkami wychodzimy po chwili na ścieżkę.


Droga wiedzie wzdłuż strumyka, którego nie widzimy, tylko go słychać. W lesie mgła potęguje odgłosy. Jest tu zupełnie ciemno i gdybym była sama na pewno miałabym niezłego stracha. Ale idziemy we dwie więc jest raźniej. Powoli pniemy się pod górę. Czasami tylko mgła się rozrzedza i cokolwiek widać. A my powolutku i mozolnie pod górę... Oj ostatni odcinek przed dojściem do asfaltu jest OSTRO pod górę. Kamienie od mgły są śliskie i trzeba iść powoli.
Na szczęście po asfalcie chwila mniej nachylonego odcinka. Idziemy, opowiadamy o tym jak nas w nocy pogryzły komary, i nagle wyłaniają się przed nami filary podtrzymujące autostradę.

Jest taka mgła że dopiero będąc pod autostradą widzimy jej podpory. Nie możemy dostrzec jezdni, choć po jakimś czasie mgła jest troszkę mniejsza i coś tam możemy dostrzec... Co jakiś czas rozlega się z góry charakterystyczny dźwięk przejeżdżającego auta. 
No nic - idziemy dalej. 
Droga upływa nam na powolnym marszu i kontemplacji otaczającej przyrody.
Dochodzimy do Bodenaya, miejscowości gdzie jest schronisko. Widzimy, że właściciele siedzą przed nim więc pytam czy dostaniemy pieczątkę. Oczywiście! Mają dwie do wyboru - nie mogąc się zdecydować, biorę dwie. Od właściciela dostajemy po bananie oraz upewniaja się czy mamy wodę do picia. Jeszcze wspólne foto i ruszamy dalej, bo tutaj nie ma baru - dopiero w La Espina, 2 km dalej.

Do La Espina tradycyjnie pod górę. :) Gdy dochodzimy do miejscowości widzę trochę poniżej szlaku bar, schodzimy, ale jest zamknięty. Wracamy więc na szlak i idziemy przez miejscowość. Mijamy schronisko oraz kościół (oczywiście zamknięty), ale chwilę dalej jest otwarty bar. Trzeba nadmienić, że jest niedziela i obawiałam się czy cokolwiek będzie otwarte. Ale bez obaw. To Hiszpania. Bary są otwarte. Zamknięte są tylko kościoły.
W barze zjadamy po ogromnej kanapce z szynką i serem, wypijamy herbatę i kawę. Jest super. Po konsumpcji wychodzimy przed bar i tu tradycyjnie już wietrzenie nóg, zasypki itp. Schodzą się pielgrzymi. Część znamy z widzenia, część nie. Ale witamy się i wymieniamy uśmiechy. 
Czas w dalszą drogę. Słońce już rozgoniło mgły i zaczyna się robić upalnie.
Wędrujemy po drodze polnej biegnącej nad asfaltową. Dawno nie padało a tu takie błoto... Co dopiero jak pada. Przewodnik mówi, że w takim wypadku trzeba iść asfaltem.



Dzisiejszego dnia pojawiają się też pierwsze refleksje dotyczące hiszpańskiego przemysłu metalurgicznego. Bo tylu drutów kolczastych to ja dawno nie widziałam. A tu całe szpule. Wszystkie pola, lasy, ogródki ogrodzone są tym drutem... Nie wiem... Ale huty nie mogą tu narzekać na brak zbytu.
jakby jeszcze trochę brakowało to jest na zapas...
Dziś jest dzień spostrzeżeń. Czynimy wiele obserwacji. Te druty kolczaste to pierwszy z nich. Drugie spostrzeżenie przychodzi jak przechodzimy koło zagrody krów. Gnój leży sobie na drodze, gnojówka spływa do rynsztoka... Gdzie by tak było w Polsce! Musi być specjalne miejsce izolowane do gromadzenia gnoju, kto by pozwolił żeby gnojówka płynęła do strumieni.... Unia by takie kary nałożyła że szok. Trzecie - ekologia. Jest! Tylko, że zapakowana w plastik. Wszędzie widzimy bele siana zapakowane streczem. Z tym, że ten strecz widzimy porozrywany potem na drodze, w rzekach, wszędzie. Ot taka ekologia.

Tak sobie idziemy i zaczynamy rozmawiać na tematy gospodarki, o produkcji mleka i o tym, że Unia to chyba chce nas wykończyć... Bo tu widzimy co innego niż u nas. Tak sobie rozmawiając mijamy ludzi pracujących na polach, traktory jeżdżą, kosiarki koszą, ludzie pielą ogródki. Tylko te kościoły jakoś zamknięte. Jakoś brak świętowania niedzieli. Tylko niektóre sklepy są zamknięte. Smutne. 
W takim raczej smutnym nastoju dochodzimy do Tineo. Znajdujemy schronisko, ale jesteśmy pierwsze i jest zamknięte. W przewodniku mam telefon, dzwonię, ale włącza się jakaś sekretarka. No nic. Idę zapytać gdzieś do baru.  Poniżej jest bar, gdzie otrzymuję klucz. Po jakimś czasie pojawia się hospitalero. Bierze po 5E i wpisujemy się do książki. Nocuje tu także jakiś rowerzysta. Schronisko jest raczej kiepskie, nie ma kuchni. Tylko mikrofala. Za to jest pralka i suszarka automatyczna. 
Aha - jest niedziela, więc obiad w barach będą robić dopiero od 20.30... Ot świętowanie...

schronisko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz