wtorek, 25 czerwca 2013

Viana do Castelo - Ancora - Caminha

Brama wejściowa (lub w naszym przypadku wyjściowa) miała być otwarta około godziny 8. Chciałyśmy wyjść około 7 ale jak mus to mus. Śpimy do 7mej. Nie mogę powiedzieć, że jest to złe rozwiązanie.... Lubię spać do 7. 



Rano okazuje się, że brama była jednak otwarta wcześniej, ale już trudno. Wyspałam się. 
Wieczorem podjęłyśmy decyzję, że podjedziemy sobie pociągiem do Ancora i stamtąd pójdziemy do Caminha.
Idziemy na dworzec, kupujemy bilety. Miły pan z aparatem na zębach (to zauważyła Aneta) informuje nas, że pociąg będzie zapowiadany... po portugalsku rozumie się.... Więc czekamy.
Pociąg jest do Vigo i mknie po torach jak szalony. Wysiadamy po kilku minutach i idziemy na nadmorską promenadę aby kontynuować camino do Caminhy.

W Ancora - szybkie zerknięcie na mapkę i w drogę
Pani spacerująca promenadą informuje nas, że znajduje się tutaj niedaleko kaplica św. Izydora, ale jest otwierana tylko w niedzielę. Szkoda. Ale przy kapliczce są ławeczki i można sobie odpocząć. Pogoda jest raczej taka bałtycka - wieje i zimnawo jest, ale przez to dobrze się idzie.

Wieje więc buff na głowie
Koło kapliczki pasą się kozy. Stają się one wdzięcznym obiektem naszych zdjęć.

spokój kozy


Brzeg morza (bo tak mówię na ocean:) jest taki dziki - kamienny, fale rozbryzgujące się o kamienie, wiatr. Nie ma mowy o plaży czy czymś w tym rodzaju. Ale mnie się podoba i jest git.

dziki brzeg

fale
Bliżej kolejnej miejscowości jest jednak kawałek plaży! Muszelki ślimaczków, wodorosty, pisanie patykiem po piasku, dotykanie oceanu i ucieczka przed falami:) Fajnie.
Ale trzeba iść dalej.

datykanie oceanu
nie miał szczęścia

fajnie na plaży się rysuje ale iść trzeba dalej
W barze podejmujemy nieudaną próbę wypicia herbaty i kawy. Niestety nie wytrzymujemy czekania na panią aby zamówić i idziemy dalej.
Generalnie tu jest inaczej niż w Hiszpani. Bary rano nie stoją otworem i nie czekają na pielgrzymów ze swoją pyszną cafe con leche itp. Bar jest otwarty jak miejscowi potrzebują. Bo pielgrzym nadal jest tu zjawiskiem egzotycznym - przynajmniej marginalnym. Oczywiście mówię o naszej trasie a nie klasycznym camino portugues. Są to tak zwane plusy dodatnie i plusy ujemnie jak mówi klasyk....

Strzałki tu są nad wyraz wyraźne. Wkrótce okazuje się dlaczego. Podchodzi do nas facet z rękami umazanymi farbą i pyta czy chcemy pieczątkę. No i tłumaczy, że on jest ze stowarzyszenia przyjaciół dróg św. Jakuba i poprawia oznakowania szlaku. Ale skoczy teraz do domu i przyniesie pieczątkę. Wraca po chwili. Wbija nam pieczątkę, którą potem koloruje kredkami!!!!! Udziela informacji gdzie mamy iść w Caminha (do informacji turystycznej) po pieczątkę. I co zrobić by otworzono nam schronisko - zadzwonić telefonem.
Robimy pamiątkowe foto. I idziemy. 
Strzałki są bardzo żółte na tej drodze.
sello podbijane na progu domu - Basia koloruje
Doczłapałyśmy w końcu do Caminha.
Pani wkrótce otwarła informację turystyczną, wbiła nam pieczątki i powiedziała, że albergue czynne od 17. Więc poszłyśmy na obiad do knajpki na pięknym ryneczku.
Nie pamiętam nazwy tej ryby, którą jadłyśmy z Basią, ale porcje były ogromne. I pyszne.
Caminha - ryneczek - widok na informację turystyczną

Caminha
oczekiwanie na otwarcie schroniska można sobie różnie urozmaicać

 Schronisko jest niedaleko - z resztą w Caminha wszędzie jest niedaleko. Aneta zadzwoniła. Za jakiś czas  przyjechał facet opiekujący się schroniskiem i otworzył nam kratę:) wpuszczając do środka. Trzeba było się wpisać do książki. Opłata - donativo. Schronisko jest w podziemiach/piwnicy przedszkola więc najpierw nam tupały dzieciaki po głowach ale potem był spokój.


Caminha - albergue - budynek przedszkola

Kuchnia, łazienki, suszarka na pranie. Czego chcieć więcej?
Po jakimś czasie przyszła nasza Maria. Jutro pójdzie do Guardia - dalej wybrzeżem. A my do Valenca.
Pogadałyśmy, nawet o kaplicy ze zmarłym do której weszła poprzedniego dnia... Fajna kontaktowa babka. Lat 59. Idzie bo zebrała jakieś pieniądze dla chorych na raka i potem je przekaże. Za pasem biodrowym plecaka ma tableta.:)
Po drzemce idziemy zobaczyć co tu ciekawego jeszcze jest w tej Caminha. No i znajdujemy kościół Matriz de Caminha (XVw), o którym (już w Polsce) przeczytałam w przewodniku po Portugalii. Był niestety zamknięty, ale część zewnętrzna była bardzo ładna.
Dziś nie byłyśmy na Mszy Św. Nie znalazłyśmy informacji na kościele w rynku. Lub po prostu źle szukałyśmy.
W dniu dzisiejszym przeważały zamknięte kościoły - Matriz w Caminha i kaplica św. Izydora nad brzegiem morza. Ale był jeden otwarty w rynku Caminhy gdzie uklęknęłyśmy po dojściu do miasta.
Caminha kościół Matriz de Caminha
Nasze camino na razie takie turystyczne wędrowanie, tu autobus, bo droga zgubiona, tu metro, tam pociąg... Ale jak tylko do Hiszpani wejdziemy to obiecujemy sobie solidnie iść do Santiago i wstydu nie robić.
Ale jeszcze tylko jutro pociągiem (..ha ha ha...) do Valenca do Mino i tylko pięta-palec do Santiago....
Koniec wczasów! Czas na camino!!
brama do oceanu - gdzieś z drogi do Caminhy


Wyświetl większą mapę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz