wtorek, 2 kwietnia 2013

Melide - Arzua



 To jest ten dzień gdzie mijamy 50!
Wyjście z miasta jest spokojne. Nie idzie się przez główne ulice, tylko ze schroniska bokiem wychodzi się na szlak.
Zaraz za Melide jest słupek ze znaczkiem 50.0 km.
Jeszcze tylko tyle, i aż tyle.
Na tych naszych mapkach i przekrojach trasy dziś ma być 'spokojnie'. Nie widać żadnych wielkich podejść. Ma być luzik.







Na naszej drodze staną rzeczki, które trzeba będzie przekraczać. Czyli w dół i w górę.
Trzeba przyznać, że mostki są bardzo urokliwe.

Po raz pierwszy wchodzimy do lasu eukaliptusowego.
Robi dziwne wrażenie. Może dlatego, że jest pochmurno i szaro w lesie. Zapach taki lekko mentolowy. Ale na wygląd las jest dziwny. Wolę zwykłe lasy.
W Boente w kościółku ma być sello, ale rano kościółek jest zamknięty, więc sello bierzemy w barze naprzeciwko.
Idziemy spokojnie i rozmieniamy czterdziestkę! 
Przy schronisku w Ribadixo da Baixo jest piękny mostek. Przypuszczam, że rzymski, ale pewności nie mam.

W Arzua, dzięki informacji Anety wiemy gdzie jest schronisko. Ustawiamy się w kolejce. Jest już dużo ludzi, a miejsc tylko 46. Miejsca mamy. Okazuje się, że dwa na górze nad Włoszkami, które znamy z Ligonde.

Schronisko jest super! Stary budynek z nowoczesnymi rozwiązaniami. Bardzo wygodny. Jest też pralka i suszarka. My sposobem swoim pierzemy w rękach i potem suszymy w suszarce. Co tam jeszcze potrzebowało dosuszenia dałyśmy koło grzejników.
W kościołku obok jest msza. Po niej ksiądz woła nas - pielgrzymów na środek, każdego pyta skąd jest i udziela błogosławieństwa. Bardzo miło.

W tym schronisku jest jedna wada - rano kuchnia jest zamknięta, ale jak mamy grzałkę to spokojnie mogłyśmy sobie ugotować wody na herbatę w holu.







Wyświetl większą mapę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz