niedziela, 7 kwietnia 2013

Santiago, Santiago

Dzień wcześniej po przyjściu na Monte do Gozo, nie mogłyśmy oprzeć się pokusie i od razu ruszyłyśmy do Santiago.
Droga przez miasto jest gorzej oznakowana niż w terenach mniej zaludnionych. Trudno czasem wypatrzeć muszlę na chodniku. Więc trzeba bardzo uważać. W mieście, jak to w mieście jest duży ruch zarówno samochodów jak i pieszych.





Wieże katedry pokazują nam się chyba tylko raz jak idziemy przez miasto. Potem camino doprowadza nas na 'tyły' katedry. Trzeba wejść przez bramę w dół aby dostać się na plac katedralny. Łatwo usłyszeć to przejście - grał tam codziennie facet na kobzie. Swoją drogą było to straszne rzępolenie i nie na moje ucho, ale może innym pielgrzymom się podobało.
Miałyśmy już swoje compostele. Byłyśmy dumne z siebie. Miałyśmy iść na mszę dla pielgrzymów na godzinę 12. Na niej miałyśmy być wyczytane.
Weszłyśmy do katedry a w niej trwała Msza św. więc usiadłyśmy. Pod koniec było kadzenie słynnym boutafumeiro - czyli ogromną kadzielnicą.
Muzyka, cała oprawa Mszy jest nie do opowiedzenia. Każdy na pewno jakoś inaczej odbiera to co się wtedy dzieje. Siostra zakonna śpiewająca hymn do Apostoła, organy grzmiące, ogrom kadzidła. Pięknie.
http://www.youtube.com/watch?v=idNOftp1RHs




Na Mszy dla pielgrzymów boutafumeiro nie było. Więc miałyśmy szczęście oglądać kadzidło wcześniej.


W informacji turystycznej dowiedziałyśmy się skąd jeżdżą autobusy do Monte do Gozo i mogłyśmy już podróżować spokojnie po Santiago z naszego schroniska.
Aby dojechać z Monte do centrum, na dworzec autobusowy i dworzec pociągowy to jedziemy linią 6 z przystanku San Marcos. 10 minut spacerem ze schroniska. Autobus jedzie co 20 minut.
Mapa transportu w Santiago pod tym linkiem:
mapa transportu Santiago


Trzeba pamiętać, że ZAWSZE wchodzi się pierwszymi drzwiami. U kierowcy kupuje się bilet, lub kasuje kartę - jeżeli się ją ma.




Zwiedzać Santiago jest łatwo - a jeszcze łatwiej jest się zgubić w nieregularnych uliczkach miasta. Za każdym razem na plac przed katedrą wchodziłyśmy z innej strony.


W mieście roi się od straganów, sklepów z pamiątkami. My upatrzone koszulki i inne pamiątki kupiłyśmy w sklepie na jednej z uliczek. Nie powiem - trafienie jeszcze raz do tego samego sklepu było nie lada wyzwaniem, ale się udało.

Z boku katedry jest kilka stoisk, gdzie niedrogo można kupić magnesy, przypinki, koszulki, muszle itp. Dostałyśmy za zakupy w tamtym stoisku pamiątkową torbę z napisem Xacobeo.


W polskim albergue około godziny 20.30 dla każdego pielgrzym jest zupa przygotowywana przez tamtejszych wolontariuszy. Po długiej wędrówce nie ma jak pomidorowa:)
Można tam też kupić menu peregrino za 7 euro. Pyszne.
Rezygnowałyśmy z deseru na rzecz herbaty.

Polski ksiądz Roman będący w tym schronisku szefem odprawia czasami Mszę po polsku. Miło jest rozumieć co do człowieka mówią.
Ale ile można siedzieć na miejscu??
Coś już nas gnało dalej.
Na dworcu autobusowym (linia 6 zatrzymuje się naprzeciw) w informacji dowiedziałyśmy się o autobusach do Fatimy.
I kupiłyśmy bilety na tam i powrót.
Będziemy jechać na noc - a powrót za 2 dni. Pasuje nam!
W naszym schronisku uzgadniamy, że część bagaży zostawimy na przechowanie, a pojedziemy z jednym plecakiem.
W Fatimie myślę, że w końcu się wygrzeję więc biorę sandały.


3 komentarze:

  1. Botafumeiro- coś wspaniałego! Nic dodać ani ująć, trzeba zobaczyć na własne oczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę na to zwrócić uwagę i się dopytać bo jestem nieco wrażliwa na tym punkcie ;) Czy pisząc o facecie grającym na kobzie na pewno masz na myśli kobzę tj. instrument strunowy w rodzaju gitary czy jednak chodzi o dudy instrument dęty najbardziej kojarzony ze Szkocją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o ten instrument dęty ( takie szkockie rzępolenie wydający z siebie) - u mnie taki instrument nazywa się własnie kobza... ale mogą być i dudy...

      Usuń